Uwaga - po kliknięciu w miniaturki obrazki otwierają się w nowych oknach,
które zamykają się po kliknięciu w otwarty obrazek.
Praca nagrodzona w konkursie "Na rogu Świętokrzyskiej i Nowego Światu" "Ze spuszczoną głową, powoli... Idzie..." Uczeń bezwolnie do szkoły. Róg Świętokrzyskiej i Nowego Światu. Tam właśnie niechętnie kieruje swe kroki. Już widać różowo-żółty budynek, wyróżniający się z szeregu szarych, zakurzonych smętnie tkwiących wzdłuż ulicy. Coraz bliżej wejścia, coraz większy ruch. Wokół głowy, szepty, czasem śmiechy. Z gwaru można wyłonić pojedyncze słowa lub całe rozmówki. - Odrobiłeś pracę domową? - Uhm. - Dasz odpisać? - Noo. - Super, bo wiesz, jakoś wczoraj nie miałem czasu. A z drugiej strony słychać: - O Metro, Metropol - daj jeden, poczytamy ploteczki -.To odezwał się jakiś miłośnik prasy brukowej. Bez entuzjazmu, ale karnie wszyscy zmieniają swoje buty na pseudo-gustowne kapcie o regulaminowym wyglądzie. Już za chwilę słodko brzmiący dla pani woźnej tupot gumowych bucików rozlega się na schodach. Grupki uczniów już od samego rana rozpoczynają swój marsz do matecznika wiedzy - KLASY. 8.15 - godzina zero. Dla rozruszania towarzystwa, na dzień dobry, przywitanie z królową nauk. Już profesor od matematyki zadba o to, aby każdy zapamiętał permutacje, wariacje, aksjomaty. Jednak tutaj aksjomat jest tylko jeden - niechęć do tego przedmiotu. Kilka osób stara się nadążyć za naukowymi wywodami, a reszta z przerażeniem śledzi ruchy wskazówek zegara. Niech no tylko się już wreszcie to skończy. O! Cóż za miły dźwięk. Dzwonek. Przerwa - co za ulga. Trzeba szybko doczytać ten artykuł w "Metropolu" - to jakaś duża afera i na pewno ciekawsza od kombinatoryki. Śmieszne? Chyba nie za bardzo. Tak jednak wygląda nie tylko lekcja matematyki. I nie tylko na rogu Świętokrzyskiej i Nowego Światu. Idę sobie korytarzem - nawet ładny. Tu i tam stoją lśniące, wypolerowane puchary. To zdobycze nielicznych pasjonatów. Jednak daty na nich są okrutne - to nie nasze czasy. To nasi poprzednicy mieli jakieś odruchy walki i dążenia do dominacji. Teraz na topie jest marazm i narzekanie. "Ale mi się chce spać...", " O rany, ale nudy. Kiedy wreszcie skończą się te lekcje!?" Co się stało? Dlaczego tak wyglądają kolejne dni w zabytkowym gmachu? Dlaczego brak jest społeczników typu "Zoja" z filmu " Dom"? Czasami wydaje mi się, że każde zachowanie ma swój czas, swoją epokę, ale pewne wartości nie powinny wyginąć do końca. W przyrodzie, jak coś jest zagrożone, to podejmuje się cały szereg działań ochronnych. W tym przypadku zagrożona jest tożsamość ucznia - jego pasje i zainteresowania. Nadmiar i natłok wielu zbędnych wiadomości wtłaczanych do głów sprawia, że na to, co najcenniejsze, nie zostaje czasu i miejsca. Są nieliczni ludzie, którzy może chcieliby coś robić. Niestety, ich los jest przesądzony - rozmywają się w tłumie bezideowców, nie znajdują poparcia, są niemodni, niedzisiejsi. Jakież to wygodne - tak sobie siedzieć opartym o ciepły kaloryfer i czekać spokojnie na następną lekcję. Po co miałbym tworzyć jakieś dekoracje, gazetki, teksty, udzielać się gdzieś? Bieganie tu i tam - same problemy, człowiek zgrzany, spocony... A tak - cisza, spokój. Jakoś dotrwa się do tej 14.35. W tłoku, byle szybciej dopchać się do szafki, zrzucić obciachowe kapcie i do domu. Dzień jak co dzień - mój, kolegi, koleżanki ... Ale dzisiaj było coś nowego. Gość z historii nawet ciekawie mówił. Widać, że ma pasję. Udało mu się ożywić nawet największych klasowych śpiochów. Może warto by było poczytać coś więcej na ten temat? Ale, nie... dzisiaj ciężki dzień - chyba ciśnienie spada czy co? Poczekamy, zobaczymy. Czy to był tylko jednodniowy zryw, czy nadal będzie się starał? O! Nadjeżdża autobus. Małe postanowienie na dziś, bo muszę pędzić na przystanek. Jak on - tzn. profesor - będzie ciekawie mówił, to ja też postaram się tym zająć. Swoją drogą, gdyby było więcej takich, mogłoby być w szkole nawet ciekawie. I czas by szybciej leciał. Oddalam się od rogu Świętokrzyskiej i NowegoŚwiatu. Oglądam się za siebie i myślę - wygląda nawet niczego sobie. Byłby z niego niezły rezerwat dla zagrożonego gatunku uczniów z pasją i profesorów - zapaleńców. Aleksandra Świątek
"Z ziemi czeskiej do Polski" czyli kariera "czeszek" w Dąbrowskim - felieton Dźwięk dzwonka, przez chwilę nic nadzwyczajnego się nie dzieje, szkoła jak szkoła. Lecz ta niezwykle krótka chwila ciszy coś zwiastuje - wyczuwalne napięcie, niczym przed burzą, rozpływa się w momencie, gdy na korytarzach pojawiają się ONE: żółte, żółciusieńkie niczym słoneczniki czy kłosy dojrzałej pszenicy... kolejna para ogórkowych, w odcieniu pierwszej wiosennej trawki... nie może zabraknąć też gorących kolorów, makowej czerwieni i błękitu stokrotek oraz klasycznej bieli i czerni. Te skromne porównania i tak nie są w stanie oddać bogactwa i różnorodności barw i rozmiarów. Niektóre przypominają prawdziwe dzieła sztuki, ozdabiane ręcznie w brokatowe groszki lub gwiazdki, wyszywane cekinami i dodającymi szyku kokardkami. Słowem: CUDO - CZESZKI, które opanowały XXXVII LO im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie! Jak to się stało, że zawędrowały aż do warszawskiego liceum? Co spowodowało, że ten model zniknął z okolicznych sklepów obuwniczych i kilkakrotnie zwiększyła się jego sprzedaż na allegro? Kto przypomniał sobie po latach o tej osobliwej odmianie kapci szkolnych, dawno już nieużywanych, pozostawianych co najwyżej dla przedszkolaków? Odpowiedź jest krótka: władza, a dokładniej jej przedstawiciel Szanowny Pan Dyrektor. To jemu zawdzięczamy nowy styl w modzie, który zapanował wśród dziewcząt. On jest bowiem twórcą ustawy z dnia 1. września 2007 r. dotyczącej zmiany obuwia w naszej szkole. Ileż zamieszek, konfliktów i sprzecznych opinii w środowisku szkolnym wywołało to odgórne rozporządzenie! Jedni podzielali zdanie Dyrekcji, inni deklarowali otwarcie próby buntu i obmyślali sposoby manifestacji. Wszyscy jednak, jak jeden mąż, przeżyli chwile trwogi i zwątpienia, gdy w gablocie koło pokoju nauczycielskiego pojawił się model przykładowego, wzorowego obuwia na zmianę. Prawdę mówiąc, nie przypominało to z żadnej strony modelu współczesnego buta, a raczej jego zdeformowany pierwowzór składający się z gumowej podeszwy przesadnie uwalniającej aromat aminki-anilinki wchodzącej w skład cząsteczkowej budowy kauczukowej gumy oraz innego rodzaju tworzywa sztucznego stanowiącego wierzchnią warstwę buta, pachnącą niewiele lepiej niż podeszwa. Przez jedną magiczną chwilę byliśmy świadkiem cudu. Takiej zgodności i jednomyślności wśród uczniów Dąbrowskiego jeszcze nie było! Wszyscy oglądający wystawę dumnego buta i czytający wykaz sklepów, w których dostępny był prezentowany "Pan Kapeć", jeśli nie powiedzieli, to na pewno pomyśleli to samo : "O fuuuu!". Zresztą nie tylko oni, również nauczyciele zdradzali swoją dezaprobatę, zapewniając uczniów o wyrazach współczucia. Jednak nikt nie zamierzał się poddać bez walki. Jak grzyby po deszczu, narodziły się pomysły, jakby tu ominąć wydany przepis...Do sklepów obuwniczych ruszyły całe wyprawy w poszukiwaniu jakiegoś optymalnego wyjścia. A tam na górnych półkach, pokrytych warstwą kurzu, który zdradzał smutną prawdę o ich popularności, czekały ONE. Może to zbieg okoliczności, a może przeznaczenie zadecydowało, że w końcu znalazły swój nowy dom. W każdym razie już wkrótce z majestatycznie rozwiniętymi narodowymi flagami Czech, z gumką lub bez, czarną lamówką przy zewnętrznym szwie podeszwy lub z białą, pełną paletą barw, szturmem zdobyły Dąbrowskiego. A nie można powiedzieć, żeby brakowało im konkurencji. W tym samym czasie pojawiły się również inne modele obuwia, prawdziwe okazy drapieżnej i mniej groźnej zwierzyny - pluszowe kapcie-lwy, kapcie-myszy, kapcie-słonie, a nawet kapcie-wampiry! Lecz to CZESZKI zyskały serce większości, zalotnie spoglądając na góralskie bambosze chłopców, rozdając na prawo i lewo uśmiechy, swoją życzliwością zarażając właścicielki. To bardzo użyteczne buty, które nie dość, że spełniają wymogi "Pana Kapcia", to stanowią na dodatek czynnik integrujący o silniejszym działaniu niż telefony komórkowe. Niejedna szkolna znajomość zaczęła się od rozmowy na ich temat. Kto wie, czy przetrwają wszelkie zawieruchy i burze dziejowe i staną się nieodłącznym elementem szkoły, czy też może zapiszą się w jej historii tylko jako mały, nic nieznaczący epizod. Na razie czeszki rządzą w Dąbrowskim i nic nie wskazuje na to, by miały stracić swoją silną pozycję. Natalia Polak, kl. II A
|